
Artykuł sponsorowany
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Portalu.
Prosimy o zapoznanie się ze zmianami. Więcej informacji na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz tutaj:
Zamknij oknoMa otrzymać ponad 13,5 tys. zł, a oddać ponad 2,5 tys. zł.
Finansowo jest na plusie, jednak otrzyma tylko niecałe 18 proc. tego, czego się domagała. Sąd Rejonowy w Człuchowie ogłosił dziś (21.11) wyrok w procesie, jaki była skarbnik gminy Debrzno Jolanta Miszewska wytoczyła Urzędowi Miejskiemu w Debrznie.
Domagała się blisko 77 tys. zł odszkodowania, a sąd przyznał jej nieco ponad 13,5 tys. zł plus odsetki, czyli równowartość jej miesięcznej pensji sprzed obniżki. Orzekł też, że musi oddać gminie ponad 2,5 tys. zł za prawnika - proporcjonalnie do stopnia, w jakim jej pozew został uwzględniony.
Sad uznał, że Jolanta Miszewska nie udowodniła, że była dyskryminowana ze względu na wiek czy miejsce zamieszkania. Przyznał natomiast, że była nierówno wynagradzana. "Nie może być tak, że skarbnik zarabia mniej od podwładnych czy innych pracowników na kluczowych stanowiskach w urzędzie" - uzasadniał sędzia Marek Osowicki.
W sprawie powódka wykazała, iż ukształtowanie jej wynagrodzenia zasadniczego na stanowisku skarbnika gminy na poziomie 4300 zł było niższe od wynagrodzenia zasadniczego jej zastępcy. Jej wynagrodzenie było też niższe od takich stanowisk, jeżeli chodzi o pozwany urząd jak sekretarza gminy, jak kierownika do spraw kontroli, czy stanowisk do spraw księgowości. I było ukształtowane rzeczywiście na poziomie pomocy administracyjnej czy gońca.
Marek Osowicki
Wyrok nie jest prawomocny.
W rozmowie z reporterem Weekend FM obie strony zapowiedziały, że najprawdopodobniej nie będą się odwoływać. "Ewentualna apelacja byłaby wyrazem pieniactwa z naszej strony" - mówił reprezentujący gminę mecenas Władysław Rzepczyński. Jolanta Miszewska podkreślała z kolei, że nie chodziło jej o pieniądze. "Chciałam udowodnić, że pracodawca nie może traktować pracownika tak, jak ja zostałam potraktowana" - podkreśla powódka.
Słuchaj w: